Kusi na newsletter po raz trzeci

O Oscarach nic nie będzie

Ten tydzień uświadomił mi, jak bardzo powinienem zadbać o higienię cyfrową. Niestety, kiedy media postanawiają wytoczyć działa spod znaku “świat się wali”, to jestem bezradny i co kilka minut odświeżam newsy. Tak było z początkami pandemii czy inwazją Rosji na Ukrainie i tak jest teraz z tym, co odwalają w USA. Czytam, sprawdzam a potem jestem ciągle znerwicowany. Przerażające, jak człowiek daje się w ten sposób wykorzystywać.

Porzućmy jednak tego typu rozkminy i przejdźmy do przeglądu. Stwierdziłem, że wszyscy są już zmęczeni oscarową tematyką, mi także nie chciało się już o nich myśleć, więc poniżej nie znajdziecie nic na ich temat. Z nowości chciałbym zwrócić Waszą uwagę na sekcję “Komiksiarz tygodnia”, w której zamierzam przedstawiać Wam profile polskich artystów i artystek komiksowych. Mam nadzieję, że temat siądzie, bo już teraz czuję z nim emocjonalną więź.

Newsy

Francis Ford Coppola hardo odebrał Złote Maliny

Dużo złego można powiedzieć o ego Francisa Forda Coppoli i całym cyrku związanym z jego „Megalopolis”, ale trzeba mu oddać, że w jego uporze jest coś inspirującego. Przykładem może być jego ostatnia reakcja na otrzymanie Złotej Maliny dla najgorszego reżysera roku. Coppola nie schował głowy w piasek, tylko wyszedł naprzeciw temu „wyróżnieniu” i postanowił przyjąć je z podniesioną głową, czego dowodem jego post zamieszczony na Instagramie:

I am thrilled to accept the Razzie award in so many important categories for @megalopolisfilm , and for the distinctive honor of being nominated as the worst director, worst screenplay, and worst picture at a time when so few have the courage to go against the prevailing trends of contemporary moviemaking!
 
In this wreck of a world today, where ART is given scores as if it were professional wrestling, I chose to NOT follow the gutless rules laid down by an industry so terrified of risk that despite the enormous pool of young talent at its disposal, may not create pictures that will be relevant and alive 50 years from now.  
 
What an honor to stand alongside a great and courageous filmmaker like Jacques Tati who impoverished himself completely to make one of cinema’s most beloved failures, PLAYTIME! My sincere thanks to all my brilliant colleagues who joined me to make our work of art, MEGALOPOLIS, and let us remind ourselves us that box-office is only about money, and like war, stupidity and politics has no true place in our future.

Jak już jesteśmy przy Coppoli, to warto przypomnieć, że w ubiegłym roku wyszła u nas jego rewelacyjna biografia autorstwa Sama Wassona. Bardzo polecam, o czym pisałem w tym poście na fb: https://www.facebook.com/photo/?fbid=1101018772026876&set=a.470757998386293

Zamknęło się Monolith Games

Kryzys w branży growej zbiera dalsze żniwo. Warner Bros. Games w zeszłym tygodniu zamknęło trzy studia — WB Games San Diego, Player First Games i Monolith Production, które od wielu lat pracowały nad grą o Wonder Women. Decyzja o porzuceniu tej produkcji nie jest aż tak dziwna, bo prace trwały od 2017 roku, pochłonęły ponad 100 milionów dolarów, a nic nie zapowiadało, że gra ujrzy światło dzienne prędzej niż za kilka lat. Jednakowoż bardzo szkoda samego, działającego od trzydziestu lat, Monolith Production, bo zadźwięczmy im wiele znakomitych gier. Wśród stworzonych przez nich tytułów można znaleźć takie perełki jak:

  • Blood

  • Shogo: Mobile Armor Division

  • Alens Versus Predator 2

  • No One Lives Forever 2

  • F.E.A.R

  • Middle Earth: Shadow of Mordor.

Tom Hardy, Pierce Brosnan i Hellen Miller w serialu Guya Ritchiego

Pojawił się trailer „MobLand”, czyli gangsterskiego serialu Guya Ritchiego Piercem Brosnanem, Tomem Hardym i Hellen Miller w rolach głównych. Jestem prostym człowiekiem i jak widzę taki skład aktorski, to nie zadaje pytań. Można się zastanawiać, czy potrzebujemy kolejnej bandyckiej opowieści od Ritchiego, ale mi wystarczy obecność Hardy’ego — jeśli mnie czytacie, to wiecie, że jestem jego niepoprawnym fanem. Chłop ostatnimi laty był trochę mniej obecny na ekranie, więc jestem na głodzie. A poza tym zajawka wygląda całkiem obiecująco.

Hot filmowe premiery tygodnia

Nasienie świętej figi

Tegoroczny kandydat do Oscara za najlepszy film międzynarodowy. Nazwanie tego tytułu manifestem politycznym to za mało — irański reżyser Mohammad Rasoulof kręcił go w tajemnicy przed władzami, które wcześniej już skazały reżysera na więzienie i zakazały mu realizacji następnych filmów. W zeszłym roku musiał uciec z kraju po tym, jak Islamski Sąd Rewolucyjny skazał go na osiem lat więzienia. ”Nasienie świętej figi” zostało zainspirowane zamieszkami po śmierci Mashy Amini, którą przetrzymywano w areszcie za nieprawidłowe noszenie chusty. Za pomocą opowieści o rozpadzie rodziny twórcy pokazują zasady działania totalitarnego systemu. Na pewno nie będzie to lekki seans, ale zdecydowanie warto wybrać się do kina.

Małpa

W zeszłym roku Oz Perkins zdobył serca fanów horroru (co prawda nie wszystkich) za sprawą “Kodu zła”, a teraz wraca z adaptacją opowiadania Stephena Kinga z roku 1980. Z tego, co można wyczytać z recenzji to historia przeklętej zabawkowej małpki służy jako pretekst dla festiwalu makabrycznych zgonów. Rzecz raczej dla fanów klasycznych, krwawych horrorów. A wiadomo, że takich raczej nie brakuje. Ciekawe czy pan Perkins utrzyma takie intensywne tempo twórcze i jak szybko obejrzymy kolejny horror w jego reżyserii.

Co tam mielę serialowo

Daredevil: Born Again

Po dwóch odcinkach, które wleciały na Disney+ mam wrażenie, że ich głównym zadaniem jest zapewnienie widzów o tym, że rzeczywiście mają do czynienia z kontynuacją mrocznej produkcji Netfliksa, a nie PG13 serialem w stylu MCU. Matt Murdock chciałby walczyć z niesprawiedliwością, bez konieczności zakładania maski, jako adwokat, a jego katolickie sumienie walczy z napadami gniewu. Wilson Fisk (tym razem w trybie Trumpa) pragnie, aby mieszkańcy Nowego Jorku zobaczyli go jako prawdziwego przywódcę, a nie bandytę, ale trudno oduczyć się starych sztuczek. Charlie Cox jest na przemian uroczy i cierpiętnicy, a Vincenct D'Onforio dużo milczy i dyszy. Pojawia się nawet obowiązkowa bijatyka w ciasnych pomieszczeniach nakręcona na jednym ujęciu. Tęskniliście? Jeśli tak, to będziecie zadowoleni. Wciąż ogląda się to dobrze, jednak mam nadzieję, że w późniejszych odcinkach twórcy odejdą trochę od schematu "macie to, co już polubiliście", bo inaczej szybko zrobi się nudno.]

Hacks

W końcu obejrzałem pierwszy z trzech dostępnych sezonów “Hacks” i oh ah, przecież to komediowo-dramatyczne złoto od HBO z czasów najlepszej formy. Punkt wyjściowy jest tu prosty — skazana na branżową niełaskę scenarzystka zostaje asystentką przebrzmiałej legendy stand-upu. Z początku panie w ogóle się ze sobą nie dogadują, ale z biegiem czasu zaczynają się do siebie zbliżać. Wiem — nie brzmi to jakoś super porywająco, ale całość poprowadzona jest z niezwykłą lekkością, sporo tu niepoprawnego humoru i zgryźliwej krytyki showbiznesu. Jean Smart i Hannah Einbinder emanują ekranową chemią, a obsada drugoplanowa także jest niczego sobie. Może niektóre wątki osobiste pobocznych postaci zdają się trochę niepotrzebne, ale poza tym trudno się oderwać. Bardzo zabawne i zaskakująco niegłupie.

Obejrzane

Generał

Zbieram materiały do kolejnego przeglądu filmowego tym razem skupiającego się produkcjach z pociągami w roli głównej. Skąd taki temat? Sam do końca nie wiem, po prostu naszła mnie taka ochota, więc to robię — to jedna z zalet bycia swoim własnym szefem. Z tej okazji mogłem z przyjemnością powtórzyć sobie genialnego “Generała” Bustera Keatona. Opowieść o dzielnym maszyniście rzucającym się w pościg za pociągiem skradzionym przez wrogich żołnierzy do dzisiaj jest popisem niesamowitej narracyjnej wyobraźni i efektów praktycznych. “Generała” ogląda się trochę jak “Drogę gniewu” - tu też niezbyt skomplikowana fabuła jest pretekstem do festiwalu trzymających w napięciu scen akcji z dużym dodatkiem tragicznego humoru charakterystycznego dla Keatona. Jeśli ktoś nie widział, to naprawdę warto zobaczyć, jakie cuda potrafili wyczyniać filmowcy sto lat temu.

Saturday Night

"Saturday Night" trochę umknęło uwadze polskich widzów. Nic w sumie dziwnego — SNL nie jest u nas szczególnie silną marka, a film ominął kina i cichaczem wleciał na serwisy VOD. Jednak warto się nim zainteresować, nawet jeśli nie jest się szczególnym miłośnikiem kultowego programu, bo to przede wszystkim energicznie poprowadzona historia o gaszeniu pożaru w burdelu. Akcja rozpoczyna się na półtorej godziny przed startem pierwszego odcinka SNL. W tym czasie na producentów spada cała masa problemów — kłopoty techniczne, udobruchanie ego takich postaci jak Chevy Chase czy John Belusci, a także nieprzychylnośc włodarzy stacji. Prowadzona w czasie rzeczywistym akcja pędzi na złamanie karku, oferując prawdziwą woltyżerkę wątków. Ta nie zawsze się udaje, bo np. kwestie osobiste ekipy są tu raczej niepotrzebne, ale nawet przy większych zawahaniach twórcom udaje się odzyskać równowagę. Atmosfera napięcia związanego z kryzysem organizacyjnym eskaluje aż do końca, co zapewne doceni każdy, kto musiał sobie z takowym poradzić.

Przeczytane

11 % - Maren Uthaug

Wydawnictwo ArtRag nie zawodzi i dalej z wielkim zapałem wydaje u nas książki z rodzaju co najmniej oryginalnych. Weźmy choćby tę pozycję — to powieść o świecie, w którym kobiety przejęły władzę, a populacja mężczyzn utrzymywana jest na poziomie potrzebnym do przetrwania gatunku. Naszymi przewodniczkami są cztery kobiety, które mają pewne problemy z odnalezieniem się w swoich rolach. Trudno pisać za dużo, bo odkrywanie nowych elementów świata przedstawionego to jedna z głównych atrakcji tej książki. Uthaug nie jest w tym rozrzutna i pokazuje czytelnikom tylko skrawki. Jest to proza dość radykalna i niektórzy panowie mogą się poczuć się w czasie lektury dość niezręcznie. Dla szukających nietypowych doznań literackich.

Komiks

Czyjś syn - Jakub Dębski

Dem wciąż kojarzony jest przez wielu głównie jako internetowy śmieszek, a przecież to świetny scenarzysta i rysownik (korzystający co prawda z minimalistycznej formy przekazu), czego najlepszym dowodem jest jego rewelacyjny “Czyjś syn” (nagrodzony Złotymi Kurczakami za najlepszy scenariusz i komiks"). Genialny jest sam pomysł wyjściowy — Dębski sięga do swojej internetowej przeszłości, kiedy publikował komiksy pod szyldem “Duże ilości naraz psów”. Pojawiały się tam odcinki serii “Czyjś tata” opowiadające o absurdalnie toksycznym ojcu i jego nieszczęśliwym synu. W “Czyjmś synu” okazuje się, że posłużyły one jako podstawe biograficznych wspomnień głównego bohatera — pech chciał, że komiks (najbardziej fantastyczny element tej historii) stał się bestsellerem i dotarł do jego ojca. Ten z kolei postanawia opowiedzieć swoją wersję prawdy w telewizji. Nie będę zdradzał więcej, tylko napiszę, że ta komediowa kanwa służy Dębskiego jako tło do błyskotliwych obserwacji na temat rodzinnych relacji, pułapek, jakie niesie za sobą publikowanie opowieści o swoich bliskich, czy wykorzystywaniu naiwności przez politycznych agigatorów. Gwarantuję Wam, że czytając ten komiks rozpoznacie ten model ojca — jeśli nie Waszego, to któregoś z Waszych znajomych. Czyste komiksowe złoto, które polecam z całego serca. Fragment z typem ze swastyką wytatuowaną na czole zostanie w moim sercu na zawsze.

Podcast tygodnia

Skarbnica wiedzy dla aspirujących i zawodowych scenarzystów. Dwóch weteranów tego fachu, Craig Maizin ("Czarnobyl", "The Last of Us") i John August ("Big Fish", "Gnijąca panna młoda") rozmawiają ze sobą o jego wszelkich sekretach. Znaleźć tam można rozmowy o technicznych aspektach pisania, podejściu do różnorakich tropów i motywów czy typowo twórczych problemach. Ton jest raczej luźny i dygresyjny, ale znajduje u nich sporo inspiracji. Szczególnie polecam odcinki z gośćmi specjalnymi.

Poczujmy się staro

Chrono Trigger - 30 lat.

11 marca 1995 roku ukazała się jedna z ostatnich wielkich gier na konsolę SNES, która do dzisiaj uznawana jest za jedno ze szczytowych osiągnięć gatunku JRPG. W Polsce ta trzydziesta rocznica brzmi trochę nad na wyrost, bo pewnie na konsoli Nintendo ograło ją wtedy jakieś 100 osób, a większość z nas poznała ją kilka lat później, wraz z upowszechnieniem się emulatorów pozwalających odpalić ją na kompie. Sam zagrałem w “Chrono Triggera” w gimnazjum, czyli prawie 10 lat od premiery, ale nawet wtedy byłem pod ogromnym wrażeniem. Charyzmatyczni bohaterowie, świetny system walki (dodający energii zazwyczaj skostniałej walce turowej) i epicka historia sprytnie wykorzystująca motyw podróży w czasie — wpadłem na długie godziny. Do tego patent z różnymi zakończeniami i fakt, że głównego bossa można było dopaść na kilku płaszczyznach czasowych, co wpływało na jego moc. No i wisienka na torcie w postaci oprawy audio-wiuzalnej, nad którą piecze trzymał sam Akira Toriyama. Wychowanemu na “Dragon Ballu” nastolatkowi trudno było się tym wszystkim nie zachwycać. Ponadczasowy klasyk, który chyba już na zawsze pozostanie bezkonkurencyjny w swojej kategorii.

Komiskiarz/Komksiara tygodnia #1

Michał “Śledziu” Śledziński

Autoportrer udostępniony przez autora

Zapraszam do pierwszego odcinka “Komiksiarza/Komiksiary tygodnia”, w którym będę przedstawiał sylwestki znaczącym polskich artystów komiksowych.

Prawdopodobnie każdy, kto choć trochę interesuje się polskim komiksem wie, kim jest dzisiejszy bohater, ale jakoś nie mogłem wyobrazić sobie rozpoczęcia tego cyklu od kogoś innego. W końcu mowa o człowieku będącym jedną z największych (a może i największą) sił napędowych, które na przełomie lat 90 i 00 zakończyły okres tak zwanej “wielkiej smuty” w polskim komiksie. Stało się to za sprawą magazynu komiksowego “Produkt”, którego Śledziu był redaktorem naczelnym. W momencie jego premiery w 1999 roku miał zaledwie 21 lat, ale już zdążył wyrobić sobie renomę za sprawą zinów, jak i komiksów umieszczanych w magazynach o grach video (których jest olbrzymim fanem).

“Produkt” ukazywał się przez pięć lat, w czasie których ekipie udało się wypuścić 23 numery. Swoje kariery rozkręcały tam takie tuzy polskiego komiksu jak między innymi Tomasz Lew Leśniak i Rafał Skarżycki, Tomasz i Bartosz Minkiewiczowie, Filip Myszkowski czy Karol “KRL” Kalinowski. Na łamach magazynu znalazło się też sporo miejsca na recenzje i artykuły związane z szeroko pojętą popkulturą. Z perspektywy czasu widać, że “Produkt” powstawał w warunkach polowych za sprawą niedoświadczonych zajawkowiczów, ale to tylko dodaje mu uroku charakterystycznego dla ogólnie pojętej prasy nerdowej z tamtego okresu.

Strona ze zbiorczego wydania “Osiedla Swoboda”

Śledziu zawiodywwał pismem, ale też oczywiście publikował w nim swoje komiksy, z kultowym “Osiedlem swoboda” na czele. Całkiem możliwe, że to najważniejsza polska seria komiksowa jaka ukazała się w Polsce w ciągu ostatnich 30 lat. W tamtym czasie komiks był mocno utożsamiany z fantastyką, a Śledziu sprowadził go do miejsca bardzo przyziemnego, czyli bydgoskiego osiedla przełomu wieków. To właśnie tam swoje przygody przeżywa czwórka głównych bohaterów - zbliżających się do końca szkoły młodzików, których życie kręci się głównie wokół spożywania napojów wyskokowych i snucia opowieści ze swojego podwórka. Tu ktoś porzygał się w kościele (a wierni zobaczyli w wymiocinach Maryję), kto inny musiał uciekać przed skinami — każdy kto spędził trochę za duż czasu ze swoją ekipą popijaąc piwko na ławce od razu poczuje się jak w domu. Śledziu w “Osiedlu swoboda” dał się poznać jako niezrównany gawędziarz, a sam komiks dzisiaj stanowi jeden z najlepszych zapisów tamtych czasów, jakie wytworzyła polska popkultura. Od siebie dodam, że temat “Produktu” jest dla mnie bardzo ważny, bo pismo stanowiło temat mojej pracy magisterskiej (do której obecnie boję się zajrzeć).

Po zamknięciu “Produktu” Śledziu nie złożył ołówka i dalej żwawo działał na polskiej scenie komiksowej. Jego komiksów pojawiało się sporo, ale chyba czytelnikom chyba najbardziej utkwiła w pamięci składające się z trzech tomów seria “Na szybko spisane”. Śledziński przedstawia w niej kolejne dekady z życia urodzonego w 1980 roku jegomościa. Sam zaklina się, że nie ma z nim za dużo wspólnego, a fikcyjna biografia stanowi zapis przeżyć jego pokolenia. Jest więc dzieciństwo spędzone w upadającym komunizmie, dziki kapitalizm lat 90 i trudne wchodzenie w korporacyjne tryby w latach zerowych.

Strony ze zbiorczego wydania “Na szybko spisane 1980 - 2010”

W “Na szybko spisane” Śledziński ponownie dał się poznać jako wyśmienity gawędziarz umiejący złapać ducha opisywanej przez siebie epoki za pomocą małych szczegółów, które potrafią lepiej oddać rzeczywistość niż epokowego wydarzenia. Przy okazji radzę porównać powyższe strony z tymi z “Osiedla swobody”, bo pozwala to zobaczyć, że mamy do czynienia z rysownikiem o bardzo szerokiej gamie stylistycznej.

Dwie pierwsze części “Na szybko spisane” ukazały się kolejno w roku 2007 i 2008, więc nikt nie spodziewał się, że na finał tej historii czytelnicy będą musieli czekać prawie dekadę, aż do roku 2017. Trzeci tom “Na szybko spisane” stał się w polskim komiksowie odpowiednikiem “Duke Nukem Forever” i dużo osób powątpiewało, czy Śledziu kiedykolwiek go ukończy. Jednak w końcu to zrobił, a ta dekada sprawiła chyba, że dostaliśmy finał opowiedziany z dużo dojrzalszej perspektywy.

O twórczości Śledzia mógłbym pisać jeszcze dużo, ale ta planowo krótka forma i tak mi się rozrosło, więc skupię się jeszcze na jednej serii — jednostronicowych “KDP”, czyli komiksach rysowanych dla magazynu komputerowego “Pixel”. Śledziu w nich upust swojej zajawce grami, video, a że stanowią one nieodzowny element jego życia, to dostajemy tytuł o dużym zabarwieniu biograficznym. Znajdziemy tam zarówno wspominki o byciu graczem na przełomie lat 80 i 90, jak i zapiski młodego rodzica, który uczy miłości do gier swoją córeczkę. Mam wrażenie, że “KDP” przeleciało trochę pod radarami ściśle komiksowego grona, a to jedna z najlepszych rzeczy, w których Śledziu maczał paluchy.

Zaznaczę, że powyżej wymieniłem tylko część dorobku autora, bo nie wspomniałem chociażby o takich pozycjach jak “Wartości rodzinne”, “Strange Days” czy “Czerwony pingwin musi umrzeć”. Dodatkowo Śledziu od kilku lat działa hardo w animacji zarówno jako rysownik, jak i reżyser (działał chociażby przy netfliksowym “Kajko i Kokoszu”). Pomiędzy kolejnymi albumami zdarzają mu się spore przerwy, ale jego duch w komiksowie jest wciąż obecny, co widać zwłaszcza po jego zainteresowaniu sceną niezależną. I wciąż ma w sobie tę inspirującą do działania energię.

Śledziu ostatnio pokazał faka w stronę mety, więc obecnie w necie najlepiej szukać go na jego profilu na BluSky: https://bsky.app/profile/sldz.bsky.social, stronce z portfolio https://sledziu.pl/, a także jego własnym newsletterze: https://sldz.beehiiv.com/

Produkt 24

Mały bonusik: W zeszłym roku ukazał się jubileuszowy, 24 numer “Produktu”, w którym udało się ściągnąć większość starej ekipy. Każdy z zaproszonych przyłożył się do swojej pracy, więc efekt jest więcej niż zadowalający. Zdecydowanie warto sięgnąć nie tylko z nostalgicznych powodów.

Do przeczytania u innych

Tekst co prawda sprzed kilku lat, ale nadal aktualny. Dobre rozkminy na temat tego, jak obecnie Hollywood zasypuje nas wizjami pięknych ludzi, którzy zdają się być pozbawieni seksualności.

Poruszający tekst wspominający aktorski geniusz Gene’a Hackmana.

Uśmiech o wsparcie

Jeśli podoba Wam się moja twórczość (np. ten newsletter) i chcielibyście wspomóc jej powstawanie, to możecie zrobić to np. przez postawienie mi symbolicznej kawki (8zł) na portalu Buycoffee.to. Każda wpłata dużo dla mnie znaczy i pomaga mi w dostarczaniu Wam kolejnych tekstów. Z góry dzięki za kawusię.