Kusi na Newsletter nr 18

Pościgi samochodowe oraz wojenna groza

Zacznę od małej życióweczki — przez najbliższe tygodnie dużo się będzie u mnie działo. Przeprowadzam się, właśnie wydałem z Falauke komiks własnym sumptem, jadę na dwa festiwale (Krakowski Festiwal Komiksu 28-29.06 oraz Białogard Comic Con 05.-06.07), pracuję intensywnie nad scenariuszem filmowym, a do tego mamy lato, więc spora czasu spędzam na rowerze. To wszystko super rzeczy, ale istnieje szansa, że wpłyną one trochę na tworzenie tego newslettera (ten odcinek też jest trochę chudszy niż zazwyczaj). Będę się starał słać go dalej regularnie, ale daje sobie małą furtkę na pewne letnie zawirowania. Także, jakby raz czy dwa się nie pojawił (albo zrobił to w okrojonej formie), to nie bójcie się, nie zamierzam Was porzucać. Po tym krótkim tłumaczeniu się, zapraszam do dzisiejszej odsłony.

Trailery

Naga broń

Nowa wersja „Nagiej broni” to ten rodzaj  filmu, w którego powstanie nadal trochę nie mogę uwierzyć. Jednocześnie to produkcja dość ważna, bo sprawdzająca, czy komedia nadal może stać się kinowym hitem. Sam trailer, no cóż — kilka żartów jest udanych (ten z krzesłem to idealnie klimat tej serii), a kilka żenujących, więc chyba wszystko jest na swoim miejscu. Zobaczymy już niedługo.

Heweliusz

“Wielka woda” to jeden z najlepszych polskich seriali ostatnich lat, więc nic dziwnego, że nowy serial jej twórców budzi spore oczekiwania. Tym razem tematem będzie inna głośna tragedia, czyli katastrofa promu “Heweliusz”, który zatonął na Bałtyku 14 stycznia 1993 roku. Serial ma skupiać się na związanym z nim dochodzeniu i jego konsekwencjach. Sam teaser nie pokazuje za dużo, ale daje sygnał, że oczekiwanie czas zacząć.

Newsy

Pierwsza grafika z “Toy Story 5”

Pojawił się pierwszy kadr z “Toy Story 5”. Zabawki Andy’ego (obecnie jego siostry) nie mają lekkiego życia i co jakiś czas muszą się zmierzyć ze swoją pozycją we wciąż zmieniającym się świecie. Tym razem zagrożeniem dla nich będzie tablet i ogólna cyfryzacja życia. Film ma mieć premierę w przyszłym roku.

“Thunderbolts*” kolejną finansową wtopą Marvela

Kolejny dowód na to, że dominacja MCU w Box Office to już chyba przeszłość. “Thunderbolts*” przez wielu zostało uznane za najlepszy film Marvela od dawna, ale ciepłe przyjęcie nie przełożyło się na wyniki finansowe. Produkcja zarobiła “zaledwie” niecałe 380 milionów dolarów. To nadal jeden z lepszych wyników w tym roku, ale pod kątem oczekiwań Disneya można mówić o porażce. Nawet bardzo nijaki “Kapitan Ameryka: Nowy, wspaniały świat” poradził sobie lepiej (415 milionów). Ciekawe, czy “Fantastyczna czwórka” coś zmieni w tej kwestii.

Blooper Team zrobi też remake pierwszego “Silent Hilla”

Konami oficjalnie zapowiedziało, że polski Blooper Team zajmie się stworzeniem remaku pierwszego “Silent Hill”. Nic dziwnego, bo odnowienie dwójki wyszło im po prostu wyśmienicie, więc trudno sobie wyobrazić, aby to zadanie przypadło innej ekipie.

Wikipedia jednak nie będzie używała AI do tworzenia podsumowań tekstów

Dowód na to, że opór środowiskowy potrafi mieć dużą moc. Wikipedia chciała używać AI do pisania podsumowań swoich artykułów, co spotkało się z dużą krytyką tworzących ją redaktorów. Na tyle dużą, że portal w końcu postanowił porzucić kontrowersyjny pomysł.

Kubełek na popcorn za 80 dolarów

Jeśli narzekacie na ceny przekąsek w naszych kinach, to pomyślcie sobie, że Marvel z okazji premiery “Fantastycznej czwórki” wypuścił kubełek na popcorn w kształcie głowy Galactusa, który został wyceniony na osiemdziesiąt dolarów. Trzeba chyba czuć naprawdę kosmiczny głód, aby się na niego zdecydować.

Marek Kondrat wraca do aktorstwa jako Rzecki

To jest news na poziomie pierwszego powrotu Daniela Day-Lewisa z emerytury. Marek Kondrat po ponad 15 latach przerwy od aktorstwa wróci na ekrany jako Rzecki w nadchodzącej ekranizacji "Lalki". Już casting Marcina Dorocińskiego do roli Wokulskiego wzbudził spore zamieszanie, ale tu mamy do czynienia z prawdziwą bombą.

Było oglądane

Warfare


Na Amazon Prime Video trafiło “Warfare” Alexa Garlanda. Film ominął nasze kina, a szkoda — na dużym ekranie i przy dobrym udźwiękowieniu musi robić kolosalne wrażenie.

W filmografii reżysera kojarzonego głównie z fantastyką (nawet “Civil War” to jednak rzeczywistość alternatywna) to pozycja dość wyjątkowa, bo skrajnie realistyczna i przyziemna. "Warfare" opowiada o bardzo nieudanej akcji żołnierzy US Navy Seal w Iraku, która miała miejsce 19 listopada. To ,co miało stanowić proste w realizacji zadanie, szybko zmieniło się w krwawą jatkę. Obraz Garlanda przedstawia ją właściwie w czasie rzeczywistym. Realizmu dodaje fakt, że jeden z bohaterów, Ray Mendoza jest współautorem scenariusza i był obecny na planie filmu jako drugi reżyser.

Jest to obraz bardzo surowy, pozbawiony niepotrzebnych ozdobników (brakuje chociażby muzyki) oraz rozbudowanej fabuły. O grupce młodych żołnierzy dowiadujemy się bardzo niewiele, a ich wzajemne relacje ukazane są przez małe gesty, czasami nawet spojrzenia. Ta nieskomplikowana narracja stanowi główną siłę filmu, bo wojenna groza sprowadza się tu do najbardziej pierwotnych reakcji. To głównie strach, ból i przeraźliwy krzyk. Kolejne chwile spokoju tylko zwiększają niepokój, bo zaraz znowu zacznie się piekło, na które wszyscy czekają, ale nikt nie jest na nie gotowy.

Prostota akcji z precyzją realizacji dają razem piorunujący efekt, od którego trudno oderwać wzrok. W emocjonalnym zaangażowaniu pomaga też obsada aktorska, w której skład wchodzą aktorzy, co prawda rozpoznawalni, ale jeszcze nieopatrzeni. Wśród nich znaleźli się między innymi Joseph Quinn, Will Poulter, Cosmo Jarvis i Micheal Gandolfini. Patrząc na tę ekipę można uwierzyć, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy naiwnie wierzyli w swoje przygotowanie, aż znaleźli się w zupełnie przerastającej ich sytuacji.

Szukający rozbudowanej fabuły i skomplikowanych charakterów nie znajdą tu raczej nic dla siebie. Jednak jeśli ktoś liczy na immersyjne doświadczenie ukazujące wojenny chaos, to "Warfare" wgniecie go w fotel i ostatecznie zostawi przytłaczającym poczuciem bezsensu. Radzę tylko zapewnić sobie jak najlepsze warunki na ten seans, zwłaszcza jeśli chodzi o dźwięk, bo ten odgrywa tu bardzo ważną rolę.

Co tam mielę serialowo

Duster

Lato to chyba dobry moment na oglądanie przyjemnych akcyjnaczków z przymrużeniem oka. Rok temu tę funkcję spełnił u mnie apllowski “Małpi biznes”, w którym wyluzowany Vince Vaughn rozwiązywał kryminalny galimatias na Florydzie. Teraz przejął ją dla mnie, rozgrywający się w latach 70 w Arizonie, “Duster”. Serial J.J Abramsa garściami czerpie z ówczesnych komedii sensacyjnych, których patronem pozostaje Burt Reynolds i jego wąsy. Josh Holloway (gra znowu Sawyeja z “Zagubionych”, ale tutaj to super pasuje) wciela się tutaj w kierowcę pracującego dla potężnego gangstera rządzącego w Phoenix. Jego życie obraca się o 180 stopni, kiedy kontaktuje się z nim młoda i ambitna agentka FBI (czarnoskóra, wątek rasowy jest tu dość istotny), która próbuje nakłonić go do działania na rzecz agencji, bo uważa, że tragiczna śmierć jego brata wcale nie była wypadkiem. Pomysł wyjściowy jest prosty, wręcz schematyczny, ale kurde, jak to dobrze się ogląda. Charyzmatyczni bohaterowie, efektowne pościgi i zagęszczająca się intryga sprawiają, że to idealna pozycja do bezpretensjonalnego relaksu. Całość kipie od narracyjnego luzu i zabawy konwencją. Po prostu wszystko się tu zgadza. Do obejrzenia na Maxie.

Książki

“I mów, że moja chwała z przyjaciół się bierze. Stanisław Lem, Ursula K. Le Guin. Listy 1972-1984”

Zw zbiorami listów wymienianych przez wielkich pisarzy różnie bywa. Owszem, często to możliwość obcowania z wymianą opinii wielkich umysłów, co zawsze jest wartościowe. Jednak zdarzają się też korespondencje zbytnio skupiające się na życiu codziennym dobrych znajomych, co bywa ciekawe, ale ma czasami wręcz plotkarski charakter. Książka zbierająca listy Stanisława Lema i Ursuli K. Le Guin z lat 1972-1984 należą na szczęście do pierwszej kategorii. Jednak warto zaznaczyć, że pozycja skierowana do hardych miłośników science-fiction, do tego zainteresowanych wydawniczą historią tego gatunku. Wymiana prowadzona przez Lema i K. Le Guin skupia się w dużej mierze na obustronnym narzekaniu na kondycje prozy fantastyczno-naukowej, kontrowersjach wokół obecności Lema w Science Fiction & Fantasy Association oraz problemów z wydaniem „Czarnoksiężnika z Archipelagu” w Polsce Ludowej. Szczegółów i postaci pojawia się tu bardzo dużo (książka jest bogata w przypisy), więc można się doedukować w tych kwestiach. Choć najważniejsze pozostają tu rozważania na temat tworzenia fikcji spekulacyjnej i roli, jaką powinna ona pełnić w kulturze. Przy okazji to także zapis nietypowej, rozwijającej się przez lata przyjaźni dwóch wielkich twórców, którzy nigdy nie spotkali się na żywo. Coś dla szukających umysłowego pobudzenia, bo fanów książek Lema i Le Guin pewnie nie trzeba za bardzo zachęcać do lektury.

Komiksy

Mister Miracle

Ten komiks wyszedł u nas już dobre kilka lat temu, ale w czasie przygotowań do przeprowadzki postanowiłem przeczytać go jeszcze raz i stwierdziłem, że zdecydowanie warto go ponownie polecić.

Tom King to jeden z tych scenarzystów komiksowych, którzy potrafią wyciągnąć z konwencji superhero prawdziwe cuda. Jednym z koronnych przykładów jest „Vision”, w którym historia o członku Avengers (postanawia stworzyć sobie rodzinę i żyć jako typowy mieszkaniec przedmieść) zmieniała się w rasowe science-fiction poruszające temat istoty świadomości i człowieczeństwa. ”Mister Miracle” to chyba jeszcze większy gatunkowy fikołek — King wziął na warsztat stworzoną przez Jacka Kirby’ego, trzecioligową postać DC i wraz z Mitchem Geradsem przejmującą opowieść o depresji, lęku przed śmiercią i rodzicielstwie. Główny bohater i jego żona nie mają lekkiego życia — muszą brać udział w niekończącej się wojnie pomiędzy kosmicznymi bogami, a jednocześnie ogarniać życie na ziemi. Przyjście na świat potomka dodatkowo utrudnia to zadanie. Oj, dzieją się w tym albumie rzeczy niesamowite, a scenariusz potrafi w paru miejscach solidnie wykręcić umysł. ”Mister Miracle” daje sporo kuksańców trykociarskim telenowelom, ale też można znaleźć tu pełno mrugnięć okiem i nawiązań (choćby cytatów Jacka Kirby’ego i Stana Lee) świadczących o tym, że źródłem tych podśmiechujek jest miłość do tych klimatów. Warto zwrócić uwagę także na klasyczny (taki sam zabieg jak w “Strażnikach”) układ kadrów, po dziewięć na każdą stronę. Naprawdę polecam szukającym nietypowego spojrzenia na fantastykę.

Do posłuchania w podcastach

Robert Eggers opowiada o pisaniu swoich scenariuszy

“Scriptnotes” to chyba najpopularniejszy podcast o pisaniu scenariuszy, więc Craig Mazin i John August mogą sobie do niego zapraszać znamienitych gości. Jak chociażby Roberta Eggersa, który tak opowiada o swojej pracy, że można go słuchać wiele godzin i się nie znudzić. Do tego potrafi zarzucić soczystym fuckiem tak w sposób, który tylko dodaje mu uroku.

Poczujmy się staro

Batman: Początek - 20 lat

Z perspektywy czasu ten film nie robi już takiego wrażenia, ale w momencie swojej premiery był dla mnie prawdziwym wydarzeniem. Miałem wtedy 16 lat, więc moje gusta były słabo wyrobione, ale nawet ja wiedziałem, że kino superbohaterskie nie ma się za dobrze. Owszem, dwie pierwsze części “Spider-Mana” i “X-Men” były spoko, ale stanowiły wtedy raczej wyjątek od reguły. Za Batmanem ciągnął się jeszcze smród “Batmana i Robina”, więc trudno było mi uwierzyć w sukces tego rebootu. Jednak poszliśmy z ziomkiem i zrozumieliśmy, że trykociarskie kino może być czymś więcej, niż zrobioną na odwal próbą zarobienia szybkiej kasy. Oczywiście “Początek” nie mógł się równać z tym, co trzy lata później zrobił z naszymi głowami „Mroczny Rycerz”, ale i tak był to seans z gatunku tych przełomowych.

Teraz anegdotka z dupy: pamiętam, jak wraz z kolegą pomyliśmy daty premiery i wybraliśmy się do kina dwa tygodnie za wcześnie. Chcieliśmy “Batmana”, ale z jego braku kupiliśmy bilety na “Wojnę światów” Spielberga. I w sumie też było git.

Zapowiedź “Droga Jodie…”

Jak wspomniałem we wstępie - właśnie wydajemy z Falauke (ja scenariusz, ona rysunki) swój wspólny komiks “Droga Jodie…). O czym jest? W ramach odpowiedzi pozwolę sobie zacytować opis z tyłu okładki.

"W 1981 roku, Jodie Foster, wtedy studentka historii literatury na Yale otrzymała list od Johna Hinckleya JR. - stalkera, który już od dłuższego czasu zakłócał jej spokój. Skupiona na swoich sprawach nie spodziewała się, że to z jej powodu niedługo potem dojdzie do próby zabójstwa prezydenta USA. W “Drogiej Jodie…” Kajetan Kusina i Falauke przedstawiają historię tych wydarzeń, także w kontekście powstawania filmu, zadają pytania na temat różnych oblicz obesji i pokazują jaki niespodziewany wpływ na rzeczywistość mogą mieć przełomowe dzieła kultury. Komiks nie tylko dla miłośników “Taksówkarza”."

Dodam tylko, że spędziłem nad reserachem baaaaardzo dużo czasu, a wszystko (poza pewną klamrą narracyjną) zostało w nim oparte na wypowiedziach, artykułach, wywiadach itp. Jestem z naszej pracy bardzo dumny i nie mogę się doczekać, jak pokażemy jej efekty czytelnikom.

Kilka informacji o tym, kiedy będzie można go dostać:

Premiera na Krakowskim Festiwalu Komiksu, który odbędzie się w dniach 28-29.06

Tydzień później będzie można mnie złapac na Białogard Comic-Con

Na początku lipca pojawi się też sklepik z możliwością zakupu online. O tym poinformuję w osobnym mailu wysłanym do Was.

Postaw kawkę i wesprzyj powstawanie tego newslettera

Jeśli podoba Wam się moja twórczość (np. ten newsletter) i chcielibyście wspomóc jej powstawanie, to możecie zrobić to np. przez postawienie mi symbolicznej kawki (8zł) na portalu Buycoffee.to. Każda wpłata dużo dla mnie znaczy i pomaga mi w dostarczaniu Wam kolejnych tekstów. Z góry dzięki za kawusię.