Kusi na newsletter #39

Duchowni i detektywi.

Wiem wiem, newsletter spóźniony, a do tego tym razem jakby uboższy, ale po prostu przedświąteczno-zimowe żyćko przytłoczyło i jakoś nie było pary. A do tego robiłem sobie nowy tatuaż, co także wyjęło kolejny dzień pracy. Cóż, wiecie jak jest. To ostatnia wysyłka w tym roku, bo teraz nadchodzi czas laby i integracji z bliskimi, więc wchodzę w tryb regeneracji baterii. Jednak ta wyrwa zostanie wynagrodzona czymś specjalnym, czyli kilkoma bonusowymi odcinkami z moją tegoroczną topką wszelakiej popkultury. Kilkoma, bo celuję w 100 pozycji, a nikt mi nie wmówi, że to liczba, którą ktokolwiek przyjmie na klatę na raz :v Życzę wszystkim odpoczynku w formie jaka jest dla Was najbardziej optymalna, nawet jeśli będzie stała na przekór oczekiwaniom innych. Dajcie sobie pobyć sobą. Ja i tatuażowy jeż Qjtek pozdrawiamy.

Trailery

Street Figther

Ten trailer jest … dziwny. Trudno ocenić czy mamy do czynienia po prostu z paździerzem, czy twórcy słusznie stwierdzili, że zrobienie filmowego Street Fightera na powanie jest chyba niemożliwe i poszli w wesoły rozpierdol. Już same wybory castingowe sugerują, że czeka nas jazda bez trzymanki. To będzie kompletny szajs albo coś wspaniałego, nie widzę opcji na nic pomiędzy.

Disclosure Day

Miło wiedzieć, że papa Spielberg nie porzuca korzeni i nadal pamięta o kinie science-fiction, a do tego Disclosure Day zapowiada się całkiem interesująca. Jeśli trzyma się formy z Fablemanów, to możemy dostać jeden z lepszych sajfajów tej dekady. Miejmy nadzieję, że Ready Player One było jednorazową wpadką.

Odyseja

Mam z tym trailerem taki sam problem jak z większością ostatnich filmów Nolana - wygląda to monumentalnie, technicznie będzie na pewno oszałamiające, ale na razie nie czuję w tym żadnego ducha. Możliwe, że jestem po prostu uprzedzony, ale trudno mi się na razie podjarać tak naprawdę szczerze.

Newsy

Rob Reiner został zamordowany

W poprzedni poniedziałek świat obiegła wieść o tragicznej śmierci Roba Reinera i jego żony Michelle. Para została znaleziona zamordowana w swoim domu, a zabójcą prawdopodobnie okazał się ich uzależniony od opioidów syn. Jeśli ktoś nie kojarzy tego nazwiska, to pewnie po prostu nie wie, że widział jakiś z jego filmów. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych Reiner miał niesamowity i bardzo zróżnicowany gatunkowo ciąg twórczy, w czasie którego nakręcił takie klasyki jak This is Spinal Tap, Narzeczona dla księcia, Stań przy mnie, Kiedy Harry poznał Sally, Misery czy Ludzie honoru.

Hugh Jackman i ostateczna broda smutku

Tak prezentuje się Hugh Jackman i ostateczna broda smutku w jednym z pierwszych zdjęć z nadchodzącego The Death of Robin Hood w reżyserii Micheala Sarnoskiego (Świnia, Ciche miejsce: Dzień pierwszy). Film ma skupiać się na wspominaniu przez legendarnego, aktualnie śmiertelnie rannego banitę życia pełnego morderstw i występu.

Team Cherry zapowiada darmowy dodatek do Silksong

Team Cherry zapowiedziało, że w 2026 roku doczekamy się pierwszego, darmowego DLC do Silksong zatytułowanego Sea of Sorrowe, w którym Hornet będzie miała okazję pożeglować po tytułowym morzu. Spodziewać się można całej masy nowych przeciwników, narzędzi, terenów do eksploracji i bossów do pokonania, czyli wszystkiego czego fani owadziej serii potrzebują do szczęścia.

Tak wygląda Marek Kondrat jako Ignacy Rzecki

Jedną z największych atrakcji nadchodzącej filmowe adaptacji Lalki z całą pewnością jest powród Marka Kondrata z aktorskiej emerytury. W końcu mamy okazję zobaczyć, jak prezentuje się jako Ignacy Rzecki. Ja użyję jednego słowa: godnie.

Gala wręczenia Oscarów trafi na Youtube

Organizatorzy gali rozdania Oscarów od lat borykają się z problemem spadającej oglądalności. Nic dziwnego, że sięgnęli w końcu po rozwiązanie, które w dzisiejszych czasach nasuwa się samo - od 2029 roku impreza będzie transmitowana bezpośrednia na Youtubie, co powinno pomóc zainteresować ludzi, którzy już nie pamiętają jak to jest zmieniać kanały na telewizorze.

Dom dobry wpływa na liczbę telefonów w sprawie przemocy domowej

Według doniesień Fundacji Feminoteka w liczba telefonów na jej przeciprzemocową linię wzrosła o 177% w stosunku do października. Wpływ na to miał oczywiście Dom dobry Wojtka Smarzowskiego. Jak widać, kino nadal może spełniać swoją misję niesienia pozytywnych zmian społecznych.

Było oglądane

Żywy czy martwy: film z serii “Na noże”

Po rewelacyjnej części pierwszej i przekombinowanej dwójce, seria Riana Johnsona wraca na właściwe tory. To chyba najambitniejsza odsłona przygód Benoita Blanca. Johnson łączy w niej świetną zabawę gatunkiem klasycznych kryminałów z zaangażowaniem i wiarą w siłę kina godnymi Martina Scorsese (łączy ich także umiłowanie do trochę za długich filmów).

Z jednej strony mamy świetne aktorstwo, sporo humoru i naprawdę frapującą zagadkę, a z drugiej poważną historię o wierze, władzy i odkupieniu. Charakterystyczny dla reżysera autotematyzm tutaj nabiera dodatkowej warstwy znaczeniowej, bo Żywy czy martwy to w dużej mierze opowieść o sile narracji w jej różnorkachich formach, choćby tej religijnej i politycznej. O tym jak łatwo jest szerzyć nienawiść i budować kult siły, a jak trudno przeciwstawić im się za pomocą postawy opartej na przebaczeniu oraz przyznaniu się do własnych słabości. Równie interesująca wydaje się tu konfrontacja wiary z rozumem i wizja ich możliwej koegzystencji.

Można tu wygrzebać naprawdę sporo, ale jednocześnie jeśli komuś zależy tylko na porządnie zrealizowanej rozrywce, to po prostu przyjemnie spędzi te dwie i pół godziny.

Zgiń kochanie

Oj, mam po seansie tego filmu niezły mętlik w głowie. I to dwojakiego rodzaju, bo z jednej strony wynika on ze świadomej strategii artystycznej, z drugiej jest efektem sporego bałaganu panującego w najnowszym filmie Lynne Ramsay. To w ogóle interesujący przykład dzieła, w którym zalety i wady mają to samo źródło. Na pewno duży podziw budzi tu bezkompromisowość w ukazaniu chaosu pulsującego w głowie głównej bohaterki. Dzieje się tam rzeczywiście sporo, ale trudno się też dziwić, bo musi się mierzyć z całą masą silnych emocji — przeprowadzka na prowincję, narodziny dziecka, blokada pisarska, tragedia w rodzinie męża oraz jego niespodziewany chłód.

Zgiń kochanie ukazuje entropię, jaka następuje w czasie postępującego rozpadu w związku i idące za nim osamotnienie (na co znaczący wpływ ma depresja poporodowa) w strefie emocjonalnej, intelektualnej i seksualnej. Desperackie wołanie o pomoc i bliskość nie doczekuje się odzewu i zmienia w ciąg coraz to bardziej autodestrukcyjnych zachowań. Akcja jest tu pokazana w sposób poszatkowany chronologicznie, a do tego mamy do czynienia z niewiarygodnym narratorem, bo nie wiemy dokładnie, które z pokazywanych wydarzeń są “prawdziwe”, a które przefiltrowane przez umęczony umysł głównej bohaterki. Ta strategia bywa oszałamiająca, ale ma też negatywne konsekwencje, bo brak hamulców u Ramsay często prowadzi jej film w rejony kiczu i męczącej przesady, szczególnie w kwestii nachalnej symboliki. Na zmianę czułem się jak po uderzeniu obuchem, by zaraz głośno wzdechnąc z powodu zmęczenia niektórymi rozwiązaniami.

Jednak nawet jeśli seans kilka razy solidnie wystawił moją cierpliwość na próbę, to jest jeden główny powód, który przyćmiewa wszelkie wady, mianowicie fenomenalna kreacja Jennifer Lawrence, która jawi się jako istny aktorski żywioł. Intensywna forma narracji pozwala jej na aktorską szarżę, przez co możemy przypomnieć sobie, za co widzowie pokochali ją na początku jej kariery. Jest to rola typu “dajcie mi Oscara”, ale dowieziona tak sprawnie, że jestem nią na nowo oczarowany. Najwięcej uwagi przykuwają oczywiście sceny szaleństwa głównej bohaterki, ale chyba największe wrażenie wywarły na mnie fragmenty, w których Lawrence ukazuje seksualną rozpacz swojej bohaterki — cieleśnośc w jej wykonaniu stare się w pewien sposób zwierzęca i drastyczna w swoim niezaspokojeniu. Grający jej męża Robert Pattinson ponownie udowadnia, że świetnie się sprawdza w rolach typów z gatunku odstręczających i budzących politowanie.

Trudno mi ocenić Zgiń kochanie jednoznacznie, bo ten film budzi we mnie sporo bardzo sprzecznych emocji. Jednak nawet biorąc pod uwagę elementy, które niezbyt przypadły mi do gustu, to uważam go za obraz ważny, choćby z powodu faktu, że porusza ciężki temat, który nie jest zbyt obecny w kinie mainstreamowym. Zwłaszcza w tak intensywnym i nie bawiącym się w półśrodki wykonaniu.

Ugotować niedźwiedzia

Kolejna serialowa perełka, która u nas nie zostało zbytnio zauważona, a myślę, że fani mrocznych i gęstych jak smoła kryminałów powinni się nią zainteresować.

Rzecz dzieje się w 1851 roku. Do położonej na północy Szwecji, odciętej od świata wioski przybywa nowy paster (świetny Gustaf Skarsgård). Jego obecność nie przypada do gustu lokalnej społeczności, choćby dlatego, że duchowny zaczyna ostrą kampanię antyalkoholową, a możliwość nachlania się to dla lokalnych świętość większa niż nawet sam kościół. Do tego jego adoptowany syn jest Lapończykiem, co budzi ogólne oburzenie. Jednak najgorszy okazuje się fakt, że pastor ma obsesję na punkcie poszukiwania prawdy i smykałkę detektywistyczną, więc kiedy w wiosce dochodzi do morderstwa, postanawia odnaleźć sprawcę, czym rozkręca spiralę kolejnych tragedii.

Choć sceneria jest dość nietypowa to twórcy sprawnie przenoszą na jej grunt zasady porządnie zrealizowanego kryminału noir. Jest tu zagadka to rozwiązania, ale równie ważna jest tu bardzo nierówna walka człowieka szukającego sprawiedliwości z lokalnymi układami i ludźmi, którzy bardzo nie chcą, aby ich sekrety wyszły na jaw. Świetnie sprawdza się też zestawienie surowego piękna przyrody z ludzkim okrucieństwem oraz wszechobecnym syfem. Wszystko, co związane z cywilizacją wydaje się brudne (także dosłownie) i skalane złem. Nie jest to opowieść lekka, bo mówimy raczej o rejonach, do których mógłby zajrzeć na przykład taki Wojtek Smarzowski. Zimny krajobraz wcale nie jest tym, co tu najbardziej mrozi krew w żyłach.

Idealny serial, dla tych którzy jeszcze mocniej chcą zanurzyć się w zimnie i ciemności najkrótszych dni w roku.

Do obejrzenia na Disney+

Było czytane

Klub Dumas

Art Rage zrobiło mi tym wznowieniem piękny świąteczny prezent, bo okazuje się, że bardzo potrzebowałem tego typu książki. Esencja literackiej intertekstualności łączy się tutaj ze sprawnie wplecionymi schematami gatunkowymi. To z jednej strony esej na temat historii i niuansów klasycznej powieści przygodowej spod znaku Aleksandra Dumas (dzięki niej w końcu nie odmieniam tego nazwiska), a z drugiej detektywistyczna opowieść pełna tajemnic i zwrotów akcji. Choć czasami bywa nieznośna i wręcz kiczowata, zwłaszcza jeśli chodzi o mocno niezręczne opisy sfery seksualnej, to nie mogłem się od niej oderwać i koniecznie musiałem wiedzieć “co dalej”. Fabuła łącząca historię ojca Trzech muszkieterów z księgami stanowiącymi klucz do przyzwania mocy piekielnych trafiła prosto w jeszcze nie strawiono przez cynizm regiony mojego czytelniczego serca. . Wspomniana intertekstualność nie jest tylko zabawą dla samej zabawy, ale stanowi także interesujący komentarz do ludzkiej potrzeby narracji i przenikania się fikcji z rzeczywistością. Nie jest to może poziom kunsztu Umberto Eco, ale lubujący się w tego typu eksperymentach powinni być jak najbardziej zadowoleni.

Postaw kawkę i wesprzyj powstawanie tego newslettera


Jeśli podoba Wam się moja twórczość (np. ten newsletter) i chcielibyście wspomóc jej powstawanie, to możecie zrobić to np. przez postawienie mi symbolicznej kawki (8zł) na portalu Buycoffee.to. Każda wpłata dużo dla mnie znaczy i pomaga mi w dostarczaniu Wam kolejnych tekstów. Z góry dzięki za kawusię.