- Kajetan's Newsletter
- Posts
- Kusi na newsletter #37
Kusi na newsletter #37
Emerytowani szpiedzy i polityczne zamachy.
Ostatnio dla relaksu przechodzę sobie ponownie (po 12 latach) GTA V i łapią mnie przy tym pewne obawy związane z częśćią szóstą, a konkretnie jej warstwę fabularą. Od czasów GTA IV (a może trochę od San Andreas) Rockstar ma ambicje, aby te gry oprócz warstwy rozrywkowej zawierały wsobie poważniejszą krytykę czasów obecnych. Jednak wiązę się z to z pewnym problemem wynikającym z bardzo długim okresem produkcji gry - już GTA V pod względem bycia na bieżąco sprawiało wrażenie produkcji spóźnionej, komentującej okres, który minął już jakiś czas temu. A przecież od roku 2020 wszystko wydaje się deakualizować o wiele szybciej. I można śmiało zakładać, że GTA VI będzie od tym względem tytułem szydzącym ze wspraw, o których wszyscy zdążyli już zapomnieć. To zresztą wydaje się ogólnym problemem całego medium w wersji AAA - przez tak długi proces produkcyjny nie sprawdza się ono jako komentarz do spraw bieżących. Teraz piszę tylko o grach, bo muszę trochę pozastanawiać się, jak to wygląda w przypadku filmów, seriali, książek czy muzyki. Wam zostawię na razie taką zagwozdkę: czy w ogóle możliwe jest, aby popkultura (i nie chodzi o twórczość sieciową, bo Internet to wieczna bieżącka) naprawdę nadążała za tu i teraz, a nie przedstawiała tylko chwile przedtem?
A teraz zapraszam Was do lektury standardowej części newslettera.
Trailery
Zgiń kochanie
Robert Pattinson i Jennifer Lawrence w historii o rozpadzie małżeństwa w obliczu kryzysu psychicznego. Trailer jest bardzo intensywny i daje do zrozumienia, że Lawrence aktorsko zwalnia wszelkie hamulce. Opinie po seansach festiwalowych są bardzo rabiniczne - jedni są zachwyceni, dla innych całość jest mało sprawna. Sami będziemy mogli się przekonać, do której opcji nam bliżej już za tydzień, bo wtedy film wchodzi do polskich kin.
Mother Mary
No dobra, rzadko kiedy trailer pozostawia mnie z tak rozdziawioną paszczą, jak ten tutaj. David Lowery (ten od rewelacyjnego Zielonego rycerza), wraca z filmem, który wygląda jak coś z pogranicza horroru i fikcyjnej biografii gwiazdy pop. Wygląda jak coś, co mógłby zrobić Aronofsky, ale na szczęście zabiera się za to ktoś inny. Anne Hathaway od dawna nie miała szansy zabłyszczeć, ale tutaj ma szansę zabłyszczeć. Do tego rewelacyjna Michaela Coel. To będzie coś cudownego albo zupełnie niestrawny gniot.
Newsy
Zwierzogród 2 miażdy Box Office

Spodziewano się, że Zwierzogród 2 może być sporym hitem, ale chyba mało kto liczył na aż taki szał. Film w weekend otwarcia zarobił oszałamiające 326,4 milionów dolarów, co jest najlepszym wynikiem w historii animacji i czwartym najlepszym tak w ogóle. Duży wpływ na to ma wynik oglądalności w Chinach, gdzie film zarobił już 271,7 mliionów dolarów (stan na wtorek 02.12). Miliard pęknie spokojnie, a całkiem możliwe, że kolejne rekordy także zostaną pobite. Patrząc na to, że czeka nas jeszcze premiera trzeciego Avatara, to zakończenie tego roku powinno być dla Disneya więcej niż satysfakcjonujące.
35 milionów sprzedanych egzemplarzy Cyberpunk 2077

CD Projekt RED ogłosiło, że od czasu premiery sprzedało się 35 milionów sztuk Cybperpunka 2077, co jest nawet lepszym wynikiem niż w przypadku Wiedźmina 3. Całkiem nieźle, jak na produkt, który w momencie premiery niósł ze sobą znamiona małej katastrofy spowodowanej fatalnym stanem technicznym pierwszej wersji gry. Ja sam miałem “przyjemność” odpalić Cyperbunka 2077 w dniu premiery na Playstation 4, co było przeżyciem jedynym w swoim rodzaju.
Plotki o nowym aktorze do roli Bonda

Oczekiwanie na ogłoszenie nowego aktora wcielającego się w rolę Jamesa Bonda to tradycyjnie festiwal plotek i mniej lub bardziej trafionych strzałów. Dla mnie ma w to sobie urok i samo w sobie jest dość interesujące do śledzenia. Podobno obecnie faworytem bukmacherów jest Callum Turner, który nie ma na koncie jeszcze jakieś bardzo rozpoznawalnej roli. Pożyjemy, zobaczymy, ale koleś ma w sobie na tyle brytyjskiej aury, że jakoś jestem w stanie go wyobrazić sobie jako dobrego 007.
Crossover “Na noże” i “Ulicy Sezamkowej”

W Internecie krążyły sobie żarciki na temat tego, że powinien powstać crossover między Ulicą Sezamkowąa serią Na noże. I wiecie co? Właśnie ujrzał światło dzienne. W szorcie Forks Out: A Benoit Blac Sesame Street Mystery ostatni detektyw dżentelmen próbuje odkryć, kto zjadł placek należący do Ciasteczkowego Potwora. Całość trwa pięć minut i jest naprawdę zabawna.
Netflix faworytem negocjacji zakupu Warner Bros. Discovery

Jednym z najgorętszych tematów ostatnich miesięcy w Hollywood jest wykupienie Warner Bros. Discovery przez inną firmę. Jako pierwsze taką ofertę wysunęło Skydance (które w tym roku wykupiło Paramount), a niedługo potem grono chętnych rozszerzyło się o Comcast i Netfliksa. Parę godzin temu pojawiła się informacja, że to właśnie wielkie N wysunęło najlepszą ofertę. Tu warto zaznaczyć, że serwis streamingowy ma zamiar wykupić wyłącznie studio Warner Bros. z jego całabiblioteką. Jednak nic nie jest jeszcze przesądzone - do akcji weszło już samo Skydance Paramount, które zarzuca brak przejrzystości całego procesu oraz praktyki monopolistyczne. Swoje zaniepokojenie wyraziła też Amerykańska Gildia Reżyserów. Wynika to z obawy, że po zakupie Warner Bros., niechętny dystrybucji kinowej Netflix sprawi, że jedna z największych wytwórni filmowych przestanie tworzyć filmu przeznaczone do kin. Sprawa jest obecnie bardzo rozwojowa, ale warto ją śledzić, bo możliwe, że Hollywood czeka prawdziwe trzęsienie ziemi.
Było oglądane
Oddaj ją

Bracia Danny i Micheal Philippou to prawdziwy fenomen pokazujący ile można zdziałać zaczynając od nagrań wrzucanych do sieci. Sławę zdobyli na Youtubie jako użytkownik RackaRacka, głównie za sprawą nawiązujących do popkultury filmików łączących amatorskie popisy kaskaderskie z efektami specjalnymi. Kiedy okazało się, że ich ambicje nie ograniczają się tylko do viralowych wygłupów, a bracia mają zamiar wziąć się kręcenie pełnometrażowych produkcji, raczej mało kto spodziewał się, że w ten sposób staną się jednym z bardziej znaczących głosów młodego pokolenia twórców horrorów. Jednak po, mającej miejsce w 2022 roku, premierze bardzo niepokojącego Mów do mnie, już raczej nikt nie miał na ten temat wątpliowości.
Mów do mnie było świetne, ale ewidetnie stanowiło tylko rozgrzewkę przed tegorocznym Oddaj ją, przez niektórych uznawany za najlepszy horror ostatnich dwunastu miesięcy. Przyznam się, że podchodziłem do niego z niepewnością, bo opowiadające o żałobie indie horrory od A24 (tak, to już osobny podgatunek), już trochę mi się przejadły, ale muszę zwrócić honor, bo ten film to emocjonalna miazga. W skrócie, po nagłej śmierci ojca pewne rodzeństwo (osiemnastoletni brat i prawie niewidząca siostra) zostaje przydzielone pod opiekę zastępczą kobiecie (fenomenalna Sally Hawkins), która początkowo sprawia rewelacyjne wrażenie. Jednak dość szybko okazuje się, że z całą sytuacją coś jest bardzo nie tak, a nowa opiekunka robi wszystko, aby odzielić chłopaka od siostry, a gdzieś tam w tle czuć działania sił nieczystych.
Ten opis może brzmieć sztampowo, ale nie chcę za dużo zdradzać, bo fabuła może nie jest skomplikowana, ale jej powolne rozwijanie poprowadzone jest na tyle umiejętnie, że trzyma w napięciu do samego końca. Philippou mielą emocjonalnie widza na parę sposobów. Mamy tu dyskomfort spowodowany oglądaniem scen fizycznie nieprzyjemnych - co powiecie na gryzienie ostrza noża ze wszystkimi konsekwencjami? No własnie, jak jesteście na takie widoki wrażliwi, to lepiej odpuścić sobie seans. Jest też też przemoc psychologiczna w postaci manipulacji i wpędzania nastolatka w poczucie osaczenia. Niepokoi też aura obcowania z czymś bluźnierczym i na wskroś złym. Jednak dojmującą emocją jest tu niemożliwy do zaleczenia smutek i rozpacz za utratą najbliższej osoby. A to przeraża bardziej niż nawet najstraszniejszy diobeł wyskakujący z pudełka.
Jeśli stęskniliście się za formą Ariego Astera z czasów Dziedzictwa, to Oddaj ją może Was pod tym względem zaspokoić, bo bracia Philippou równie sprawnie utaplają Wasze duzsze w szlamie.
Błysk diamentu śmierci

Zawsze ciężko jest opisywać tak oryginalne filmy, bo człowiek boi się zdradzić za dużo. Na podstawowym poziomie jest to jednocześnie list miłosny i satyra na stare produkcje o Bondzie oraz europejskie kino sensacyjne z lat 70 i 80. To opowieść, która zdaje się składać z samych odniesień, bo czego tu nie ma — giallo, włoskie campowe komiksy (ze szczególnym uwzględnieniem Diabolik), kino szpiegowskie i dużo więcej. Dla miłośników kina klasy B to jedna wielka kopalnia kolejnych szczególików i mrugnięć okiem do wyłapania.
Jednak ambicje Hélène Cattet i Bruno Forzani nie ograniczają się tylko do autotematyzmu dla autotematyzmu. To jednocześnie szkatułkowa fantasmagoria, w której wspomnienia mieszają się z filmową fikcją, co można potraktować jako rodzaj kinowego eseju na temat tego, jak popkultura wpływa na wzorce zachowań i postrzegania świata. Chcący szukać dodatkowych znaczeń odkryją w tym filmie sporo więcej, ale jeśli ktoś ma ochotę na po prostu skrajnie przeestetyzowaną zabawę konwencją, to Błysk diamentu śmierci można potraktować po prostu jako rodzaj szalonego celuidowego snu, w którym chodzi tylko o doznania audiowizualne.
Naprawdę trudno opisać słowami, jak bogaty pod względem formy jest to obraz, bo właściwie każdy jeden kadr jest wymuskany do granic absurdu. Nie jest to zdecydowanie kino dla każdego, bo takie natężenie wizualnych atrakcji i chaotyczna, czasami wręcz bełkotliwa narracja mogą okazać się najzwyczajniej na świecie niestrawne. Jednak nawet jeśli uznacie Błysk diamentu śmierci za pretensjonalny gniot, to i tak zostanie w Waszej pamięci na dłużej.
Śmierć od pioruna

Znakomity mini-serialu od Netfliksa, który u nas jakoś przeszedł bez echa. Może dlatego, że opowiada o mocno zapomnianym wydarzeniu z dziejów USA, jakim było zabójstwo prezydenta Jamesa Garfielda przez niejakiego Charlesa Guiteau. Choć temat niszowy, to może zainteresować nie tylko miłośnikom historycznych rekonstrukcji.
Te cztery odcinki zrealizowane są w sposób dynamiczny i ze sporym rozmachem (topka produkcji kostiumowych jeśli chodzi o dekoracje i stroje). Dla mnie to przede wszystkim opowieść o przewrotności ludzkiego losu, bo mamy tu do czynienia z człowiekiem, który nie pragnął zaszczytów, ale trochę wbrew swojej woli objął najważniejszy urząd w państwie, oraz z kimś, kto wielkości pożądał, ale nie miał ku niej żadnych predyspozycji. Wielka historia sprawnie łączy się z wątkami bardzo kameralnymi.
Na pewno jedną z największych zalet Śmierci od pioruna jest aktorstwo. Wcielający się w Garfielda Michael Shannon to klasa sama w sobie, ale tym razem show kradnie chyba grający Guiteau Matthew MacFadyen (czyli Tom z Sukcesji), na którego aż żal jest czasami patrzeć, co w tym przypadku jest wyrazem uznania z mojej strony. Na drugim planie świetnie wypada też Nick Offerman jako Chester A. Arthur.
Człowieka aż bierze zazdrość, bo chciałoby się zobaczyć produkcję o rodzimej historii opowiedzianą z taką werwą i bez ciągłego nadęcia
Daliśmy radę, chłopaku

Gdy jeden z najwybitniejszych aktorów w historii postanawia opisać swoje życie, to trudno nie zagłębić się w lekturze jego książki. Zwłaszcza kiedy mowa o osobie tak nieszablonowej i wrażliwej jak Anthony Hopkins.
Oczywiście, pełno tu opowieści o aktorstwie, zarówno przemyśleń o samej jego idei, jak i świetnych anegdotek zza kulis (świetne fragmenty o przygotowaniach do roli Hannibala Lectera), ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że to nie jest tu tak naprawdę najważniejsze. Dla mnie to przede wszystkim autobiografia człowieka, który przez całe życie musiał zmagać się z własnymi ułomnościami i niedostosowaniem do norm społecznych.
Wzruszające są opisy trudnej relacji z twardo stąpającym po ziemi ojcem, historie o poczucie wiecznego niedopasowanie (prawdopodobnie na skutek niezdiagnozowanego autyzmu), czy zwierzenia na temat ciężkiej walki z uzależnieniem od alkoholu. Hopkins opowiada o tym wszystkim tak, że jego wspomnienia czyta się ja świetną powieść obyczajową. I to niezwykle szczerą — autor ma sporo za uszami i nie próbuje tego ukrywać, czasami jego autokrytyka jest wręcz przykra w lekturze. Znamiennie jest także to, że to tekst spisany przez kogoś w pełni świadomego tego, że jego życie nieubłaganie dobiega końca, przez co na dużo rzeczy patrzy z perspektywy własnej śmiertelności.
Dla czytelników pragnących głównie “aktorskiego mięsa” może to być książka zbyt osobista i skupiająca na wielu aspektach pozornie niemających nic wspólnego z graniem na scenie czy w filmach. Jednak według mnie właśnie takie przybliżenie swojego życia przez Hopkinsa pozwala go lepiej zrozumieć jako artystę, bo strefa prywatna i zawodowa wydają się u niego nierozerwalnie powiązane.
Miłośników kina chyba nie muszę namawiać, ale nie tylko oni mogą z tej książki wyciągnąć parę wartościowych lekcji. Interesujący człowiek z tego sir Anthony’ego.
PS. Całkiem interesującym bonusem jest zestaw ulubionych wierszy Hopkinsa, które można przeczytać po zakończeniu właściwej części. Niby tylko dodatek, ale pięknie komponuje się z treścią książki.
Zagubiona

Bryan Lee O’Malley za sprawą kultowego Scotta Pilgrima stał się jednym z najważniejszych twórców pokolenia nerdowskich millenialsów, i nie piszę tu tylko o światku komiksowym. Zagubiona to jego debiutancka powieść graficzna, wydana po raz pierwszy w roku 2003. Obcowanie z tworami, które powstały chwilę przed “tym wielkim, przełomowym dziełem” jest zawsze interesujące, bo pozwala zobaczyć, jak autor dochodził do swojego ikonicznego stylu. Zagubiona to w gruncie rzeczy dość prosta historia o grupie starszych nastolatków, którzy jadą razem autem przez Kalifornię. Główną bohaterką jest Raleigh, która uważa, że nie posiada duszy, bo ta została skradziona przez kota (co oczywiście jest metaforą depresji). Postaci w Zagubionej to typowy dla O’Malleya zestaw alternatywnych dziwaków, którzy swoje problemy próbują zamaskować sarkazmem oraz pozornym luzem. Obecny jest też jego inny znak rozpoznawczy, czyli bardzo żywe i dynamicznie rozpisane dialogi sprawiające, które nadają całości sporej lekkości. Czego nie można powiedzieć o monologach głównej bohaterki, bo te bywają po prostu przyciężkawe i zajmują zdecydowanie za dużo miejsca. I niby są one potrzebne do zrozumienia jest stanu ducha, ale te ściany tekstu mogą zmęczyć, a jeśli ktoś jest uczulony na roztrząsanieproblemów młodych dorosłych, to pewnie w ogóle się od nich odbije. Nie chcę wyjść na starego dziada, ale prawdopodobnie Zagubiona bardziej spodobałaby mi się z piętnaście lat temu, kiedy było mi bliżej wiekiem do jej bohaterów. To nadal dobra obyczajówka ze świetną, charakterystyczną kreską i błyskotliwymi momentami, ale nie jest to album, od którego polecałbym początek przygody z O’Malleyem. Jednak jeśli jesteście już po lekturze Scotta Pilgrima oraz Seconds i dalej Wam mało jego unikalnego stylu opowiadania, to możecie śmiało sięgać.

Księżyc za nami podąża

Daniel Warren Johnson to artysta, który w swoich komiksach potrafi znakomicie łączyć campową konwencję ze zaskakująco mądrym i nieoczywistym przesłaniem. I tak Z całej pety wykorzystywało turniej kosmicznego wrestlingu do opowiedzenia o konieczności pogodzenia się z żałobą za bliskmi, a Murder Falcon łączy walkę z wielkimi potworami za sprawą muzyki metalowej z historią o życiu ze śmiertelną chorobą. Księżyc za nami podążą dołącza do tego zacnego grona tym razem przedstawiając losy dwójki rodziców, którzy walczą z mrocznymi siłami gnieżdzącymi się w krainie snów ich córki. I ponownie, Johnson (tym razem we współpracy z rysownikiem Rileyem Rossmo) zapewnia czytelnikowi kawał świetnie poprowadzonej i narysowanej rozrywki, przy okazji poruszając temat traum przenoszonych przez rodziców na swoje dzieci. Z jednej strony oglądamy pluszowego misia-żołnierza walczącego z maszkarami, a z drugiej przeżywamy emocjonalnie rozterki małżeństwa niepotrafiącego uratować swojej córeczki. Księżyc za nami podąża, to także pochwała siły, jaką niesie ze sobą dziecięca niewinność i wyobraźnia. Przykład na to, że rozrywka i emocjonalna dojrzałość historii mogą świetnie ze sobą współgrać.

Do obczajenia u innych
Podwójny odcinek The Town z Jamesem Cameronem
The Town wypuściło dwa specjalnie odcinki, w których Matthew Beloni przeprowadził rozmowę z samym Jamesem Cameronem. Bardzo interująca rzecz, choćby ze względu na to, że rzadko można posłuchać jak ktoś pozwala sobie na taką bezpośredniość w rozmowie z reżyserem tej rangi. Cameron jak to Cameron - potrafi zirytować swoją pewnością siebie i wszystkowiedzeniem, ale ma też sporo interesujących rzeczy do powiedzienia. I to nie tylko o kolejnych Avatarach.
Postaw kawkę i wesprzyj powstawanie tego newslettera
Jeśli podoba Wam się moja twórczość (np. ten newsletter) i chcielibyście wspomóc jej powstawanie, to możecie zrobić to np. przez postawienie mi symbolicznej kawki (8zł) na portalu Buycoffee.to. Każda wpłata dużo dla mnie znaczy i pomaga mi w dostarczaniu Wam kolejnych tekstów. Z góry dzięki za kawusię.