Kusi na newsletter #21

Superman i Chłopiec z Piekła.

Dalej jestem w trybie zawieruchy wyjazdowo-wprowadzeniowo-życiówkowej, więc dzisiaj pozwalam sobie przywitać Was bez dłuższego wstępu. Z tych samych powodów następny newsletter wpadnie do Was dopiero za dwa tygodnie. Lato rządzi się swoimi prawami i czasami lepiej posiedzieć sobie pod drzewkiem, do czego zachęcam. Choć oczywiście jeśli nie macie takiej opcji, to mam nadzieję, że jakaś z dzisiejszych polecanek także zapewni Wam trochę miło spędzonego czasu. Także zaczynamy.

Trailery

IT: Welcome to Derry

Oj, dużo w tej jesienni pojawi się aktorskich rzeczy związanych z twórczością Stephena Kinga. Tutaj mamy do czynienia z serialowym prequalem “Tego” rozgrywającym się w latach sześćdziesiątych. Wygląda to całkiem całkiem, a ja osobiście uważam, że kingowskie klimaty świetnie nadają się na dłuższą formę, bo w końcu w jego książkach często najciekawsze są historie stojące za poszczególnymi postaciami.

King of the Hill sezon 14

Po piętnastu latach nieobecności Hank i Peggy Hillowie wracają do Arlen w stanie Teksas. Nowe odcinki tak wspaniałego serialu to świetna wiadomość sama w sobie, ale trailer zaintrygował mnie czymś jeszcze — bohaterowie rzeczywiście postarzeli się o piętnaście lat, co w animowanych serialach komediowych jest mega rzadkością albo nie zdarza się w ogóle.

Newsy

“The Paper” zadebuituje 4 września

”The Paper”, czyli duchowy następca „The Office” (ci sami twórcy, świat i Oscar) zadebiutuje z czterema odcinkami już czwartego września. Jestem ciekawy, czy uda się mu zdobyć przynajmniej krawek popularności poprzednika, bo mowa o produkcji posiadającej grono prawdziwych fanatyków, a tacy lubią wchodzić z recenzjami na ostro.

Pierwsze zdjęcie nowego Harry’ego Pottera

Tak prezentuje się Dominic McLaughlin jako Harry Potter w nadchodzącej (w 2027 roku) serialowej adaptacji od HBO. Fotka została zrobiona z okazji zakończenia pierwszego dnia zdjęciowego. Mam nadzieję, że chłopak będzie miał czuwający nad sobą zespół psychologów, bo taka rola naprawdę może przytłoczyć młodego człowieka (Daniel Radcliffe przyznał się do alkoholizmu w wieku 22 lat). Zwłaszcza biorąć pod uwagę fakt, że serial na pewno stanie się celem zmasowanego ataku hejterów.

Zakończono zdjęcia do kontynuacji seralowego “Gliny”

Autorem zdjęcia jest Bartosz Mrozowski

Kontynuacja serialu Glina powstaje jako koprodukcja SkyShowtime i Telewizji Polskiej, zrealizowana przez Apple Film. Reżyserami serialu są Władysław Pasikowski (Kroll, Psy) oraz Dariusz Jabłoński (Zasada przyjemności, Wino truskawkowe). Scenariusz także tym razem napisał Maciej Maciejewski. Autorami zdjęć są Magdalena Górka (Jack Strong czy Star Trek: Strange New Worlds) oraz Piotr Lenar (Pitbull, Kryminalni), a kompozytorem muzyki Michał Lorenc.  

Bryan Cranston z Rigczem “Lone Wolf”

W USA można już kupić bilety na “Odyseję” Nolana

Podobno w USA będzie można w tym tygodniu kupić bilety na "Odyseję" Nolana, bo kina wierzą, że film wyjdzie już w przyszłym roku. Takie zaufanie w nieopóźnioną premierę adaptacji opowieści w dużej mierze opowiadającej o "lekkim" opóźnieniu, to naprawdę igranie z losem

Ogłoszono nominacje do Emmy

Ogłoszono nominację do tegorocznych Emmys. To chyba najbardziej przewidywalne z dużych amerykańskich nagród, ale także pewien wyznacznik tego, które seriale obecnie rozdają karty. Tak rozkłada się liczba nominacji zdobytych przez tegorocznych faworytów:

Severence - 27

The Penguin - 24

White Lotus - 23

The Studio - 23

The Last of Us - 16

Andor - 14

Hacks - 14

Adolescence - 13

The Bear - 13

The Pitt - 13

Pełną listę możecie zobaczyć o tu:

Było oglądane

Superman

Superman w interpretacji Jamesa Gunna jest trochę jak Ted Lasso. Jego dobrotliwość można początkowo wziąć za naiwność, ale to świadomy wybór sposobu radzenia sobie z rzeczywistością, którego konsekwencji jest świadomy. Mam wrażenie, że może Lubie ten film trochę za bardzo, bo jest przeciwieństwem tego, czym w tego rodzaju kinie byłem już zmęczony.

Fajnie zobaczyć Supermana, który rzeczywiście jest bohaterem, a nie kimś w pół drogi do zostania Homelanderem czy innym Omni-Manem. Ta post-ironiczne podejście sprawia, że otrzymujemy film, który ma bawić, a nie bezustannie wmawiać wszystkim, że "to są dorosłe i poważne sprawy". Paradoksalnie, ta swoboda sprawia, że ten "Superman" ma do przekazania więcej niż try hardowanie u Snydera.

Można się tu przyczepić do kilku spraw (za dużo wątków, ciągła ekspozycja w dialogach itp.), ale według mnie wynikają one z tego, że Gunn czerpie garściami z komiksowego dziedzictwa Supermana i nie nie ma oporu przed używaniem jego dziwacznych lub wręcz przypałowych elementów. Superman w tej wersji nosi swoje gacie na wierzchu bez cienia wstydu. Lois Lane jest odpowiednio zadziorna, Papa Kent to rzeczywiście ostoja przyziemnej mądrości (a nie potencjalny prezydent świata), a Lex Luthor zagubiony w swojej pokrętnej motywacji budzi przede wszystkim litość (Hoult świetnie to odgrywa). W czasie seansu miałem poczucie, że wszystko jest tak jak trzeba.

Jest środek lipca, tak po prostu przyjemnie jest pójść do kina na blockbusterowego letniaczka, który nie próbuje przytłoczyć widza. Jest trochę jak u Supermana - prostota przekazu nie jest oznaką głupoty scenariusza, ale świadomym wyborem twórców. I choćby dlatego trudno mi tego filmu nie polubić w taki najbardziej podstawowy sposób.

Hellboy: Wzgórza nawiedzonych

Zupełnie olałem ten film w momencie premiery. Trailer i zdjęcia promocyjne wyglądały strasznie biednie, a po koszmarku z Harbourem z 2019 roku (chyba nic z niego nie pamiętam) jakoś nie ciągnęło mnie do kolejnej nieudanej adaptacji „Hellboya”. Jednak podczas Białogard Comic Con miała miejsce projekcja filmu z prelekcją Przemka Pawełka, czyli jednego z większych miłośników uniwersum Mignoli w tym kraju. Nie wybrałem się na ten pokaz, ale pogadałem sobie z Przemkiem, który stwierdził, że wcale nie było tak źle, jak mogło się wydawać. Stwierdziłem, że skoro tak, to dam mu szansę.

„Hellboy: Wzgórze nawiedzonych” jest całkiem interesującym przypadkiem, bo trudno uczciwie stwierdzić, że to udany film. Naprawdę czuć w nim bardzo niski budżet, Jack Kesy nie ma ćwierci ekranowej charyzmy Rona Perlmana czy nawet Davida Harboura, a całość czasami przypomina bardziej produkcję fanowską (choćby fatalna muzyka i udźwiękowianie). Ogólnie mamy do czynienia z jakością przywodzącą na myśl telewizję sprzed 25 lat. ALE, tak jak zapowiadał mi zresztą Przemek, to jednocześnie adaptacja, która najlepiej oddaje ducha tych pojedynczych przygód tego bohatera. Mała skala, lecz odwołująca się do wielkiego zła, i zakorzenienie całości w ludowych podaniach amerykańskiego południa bardzo dobrze pasują do tej konwencji. Do tego twórcom udaje się stworzyć atmosferę grozy wynikającą z poczucia, że bohaterowie rzeczywiście obcują z nieczystymi siłami, których działania wymykają się naszemu porządkowi rzeczywistości. W połączeniu z kilkoma interesującymi rozwiązaniami (co prawda różnie zrealizowanymi) to wszystko sprawiło, że na swój sposób oglądało mi się ten film całkiem przyjemnie.

Co tam mielę serialowo

Pamiętniki Mordbota

Po kilku pierwszych odcinkach pisałem, że mam z tym serialem pewien problem — odcinki są bardzo krótkie i sprawiają wrażenie, jakby zabrakło tu trochę materiału na cały sezon (nie czytałem książki, więc nie nie wiem jak tam to wyglądało) Po obejrzeniu epizodów dalej tak myślę. Czułem się, jakbym obejrzał rozciągnięty prolog do prawdziwej historii, który pomimo ograniczeń czasowych i tak jest wypełniony fabularną watą (po co był ten wątek otwartego związku?). Może przy oglądaniu ciągiem nie jest to tak odczuwalne, ale przy dawkowaniu sobie odcinków czułem duży niedosyt. Wynikający zresztą z faktu, że serial ogólnie bardzo mi się podobał — to naprawdę zabawna satyra na science-fiction kręcące się wokół robotów i odkrywaniu nowych światów, a do tego Alexander Skarsgard wykazuje się tutaj świetnym talentem komediowym. To kolejna produkcja udowadniająca, że Apple TV+ stało się najlepszym domem dla szeroko pojętej serialowej fantastyki. Będę czekał na drugi sezon w nadziei, że tym razem twórcy postawią na trochę dłuższy metraż.

Wojownicze Żółwie Ninja tom 1

Wojownicze Żółwie Ninja to jedna z tych franczyz, które jakoś mi się nie nudzą i z uśmiechem witam każdą możliwość do poznania ich kolejnych przygód w wersji komiksowej. Tym razem okazją jest start ich najnowszej serii pisanej przez Jasona Aarona. To miękki reset poprzedniej, wychodzącej przez czternaście lat serii.

Nasze ulubione żółwie spotykamy w dość nieprzyjemnych okolicznościach — bracia są śmiertelnie pokłóceni, a każdy z nich przebywa obecnie w innym miejscu: Raphael przebywa w pierdlu, Michelangelo stał się gwiazdą japońskiej telewizji, Leonardo błąka się po świecie w poszukiwaniu sensu, a Donnattelo jest trzymany w klatce, z której jest wypuszczany, aby walczyć z ludźmi szukających niezdrowych podniet. Żaden z nich nie myśli o powrocie do chronienia ulic Nowego Jorku, jednak okoliczności (ataki członków Klanu Stopy) zmuszają ich do ponownego połączenia sił i powrotu do metropolii, gdzie do władzy dochodzi nieznający skrupułów prokurator generalny.

Czuć, że to start historii mogącej ciągnąć się latami, bo scenariusz nigdzie się nie śpieszy. Każdy z Żółwi dostaje swój zeszyt, w którym przedstawiona zostaje jego sytuacja (te numery zostały narysowane przez innych rysowników, co jeszcze zwiększa wrażenie odrębności) i przemyślenia na jej temat. Według mnie to świetny zabieg, bo w drużynówkach czasami dochodzi do rozmycia charakterów poszczególnych członków, co zazwyczaj kończy się fatalnie. Tutaj natomiast od samego początku mamy do czynienia z bardzo wyrazistymi postaciami. Warto zaznaczyć, że to ta doroślejsza odmiana Żółwi — klimat jest mroczny, trup ścieli się gęsto, a w dialogach zdarzają się bluzgi. Z drugiej strony to nadal mocno campowa opowieść o zmutowanych żółwiach naparzających wrogich ninja, więc równowaga zostaje zachowana. Po pierwszym tomie polecam komiks chcącym rozpocząć przygodę z jakąś rozrywkową serią lub tym znającym Turtlesy tylko z ułagodzonej, kreskówkej wersji.

A niech Cię Tesla!

Wydawnictwo Kultura Gniewu obchodzi w tym roku dwudziestopięciolecie istnienia i z tej okazji co miesiąc wydaje wznowienie którego ze swoich głośnych tytułów. Rzecz jasna na tej liście nie mogła zabraknąć pierwszego pełnomtrażowego albumu Jacka Świdzińskiego. Zapamiętałem “A nie cię, Tesla!” jako jedną z najzabwniejszych lektur swojego życia, a powrót tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Absurdalne poczucie humoru i mistrzowskie wyczucie komiksowego medium (niech Was nie zwiedzie pozorna prostota kreski, tu wszystko jest przekminione) wciąż rozkładają na łopatki. Dziwaczną historię kręcącą się okół tajemniczego wynalazku tytułowego geniusza najlepiej przyrównać chyba do dzieł Sławomira Mrożka, u Świdzińskiego mamy do czynienia z podobną mieszaniną inteligentnego dowcipu z satyrą na ludzkie rozmemłamie. Naprawdę szkoda zdradzać na temat tego komiksu za dużo, to trzeba sprawdzić samemu. Do czego serdecznie zachęcam.

Poczujmy się staro

X-Men - 25 lat

14 lipca 2000 roku do kin w USA trafiła pierwsza część filmowych “X-Men” w reżyserii Bryana Singera. Uważam, że czas nie obszedł się z tą adaptacją najlepiej i teraz mocno trąci myszką, ale w czasie premiery była ona dla mnie wielkim wydarzeniem. Po pierwsze - to chyba pierwszy film, na który wybrałem się do kina sam (choć spotkałem w nim kolegów), co dla ówczesnego jedenastolatka było czynem przełomowym. Do tego kochałem komiksy i kreskówkę o uczniach Xaviera, więc trudno opisać moją podjarkę tym tytułem. Kino superbohaterskie było wtedy właściwie martwe - “Spider-Man” Raimiego miał pojawić się dopiero za dwa lata, a wcześniej (poza “Batmanami”) ziało pustką. Dlatego w roku 2000 film Singera zrobił na mnie przegromne wrażenie. Pamiętam, że jedną z rzeczy, które mnie zszokowały była jego brutalność i “dojrzałość” (co obecnie mogę skwitować tylko politowaniem). Z rzeczy, które nadal zasługują w nim na uznanie jest na pewno fenomenalny casting - duet Patrick Stewart i Ian Mckellen jako Xavier i Magneto, Halle Berry jako Storm to były świetne strzały, ale oczywiście najważniejszy pozostaje Hugh Jackman w roli Wolverine’a. Ciekawy czy spodziewał się, że ten występ da mu takiego karierowego kopa, a Logana będzie odgrywał jeszcze ponad dwadzieścia lat później.

Do obczajenia u innych

Pogaduchy komiksowe

Jeśli lubicie jak fajne i mądre osoby nigdzie się nie śpieszą i naprawdę dokładnie przegadują temat jakiegoś dzieła kultury, to polecam Wam zainteresować się “Pogaduchami komiksowymi”. Pod poniższym linkiem znajdziecie nagranie jak cztery osoby znające się na komiksach przez prawie dwie i pół godziny omawiają komiks “Piękna”. Porzaądny ładunek wiedzy zawsze jest w cenie.

Postaw kawkę i wesprzyj powstawanie tego newslettera

Jeśli podoba Wam się moja twórczość (np. ten newsletter) i chcielibyście wspomóc jej powstawanie, to możecie zrobić to np. przez postawienie mi symbolicznej kawki (8zł) na portalu Buycoffee.to. Każda wpłata dużo dla mnie znaczy i pomaga mi w dostarczaniu Wam kolejnych tekstów. Z góry dzięki za kawusię.